piątek, 27 lutego 2015

I'M GOING ON AN ADVENTURE!

Howdy!

Z okazji wolnego czasu postanowiłam, że nadszedł ten czas w którym trzeba przełamać się i zrobić coś czego nie miałam nigdy w planach. Udałam się więc na wyprawę do Shire! Tak się składa, że jestem (a raczej byłam) jednym z niewielu ludzi w krajach „pierwszego świata” praktycznie nieskalanych niczym związanym z LOTRem. Oczywiście w podstawówce omawialiśmy Hobbita, a ja sama kilkukrotnie przebrnęłam przez pierwsze sto stron pierwszej części trylogii, ale moja wiedza z tego była absolutnie zerowa, a o filmach wiedziałam, że jest Orlando Bloom, Frodo i Sam mają jakiś dziwny związek i że w trzeciej części jest pająk. Obejrzałam więc pierwszą część Hobbita i ponieważ jestem jak zawsze spóźniona (o trzy lata czy coś) to nie będzie to moja recenzja, a takie sobie luźne i bardzo (BARDZO) randomowe przemyślenia. Shall we?

lknjh




Thorin pomylił uniwersum?

Od pierwszych scen z Thorinem coś mi bardzo nie pasowało. Już po chwili okazało się co... Thorin to daleki kuzyn Thora, który się zgubił gdzieś wśród krasnoludów. Zamiast próbować wrócić na Samotną Górę powinien wstępować do Avengersów. I byłby tym z najlepszą backstory. A tak serio, to jest to oczywiście superbohater Hobbita. Waleczny, nieustraszony, ma śmiertelnego wroga, gorszych pomocników. Nie trzeba się mocno starać, żeby odkryć w nim kolejnego członka Justice League (mimo że fanką nie jestem, to trzeba doceniać obie strony barykady).

thorin


Trolle pomyliły uniwersum?

Dla tego punktu trzeba uściślić, że Harry Potter to pierwsza książka jaką przeczytałam, kocham go całym sercem, zawsze będzie ze mną etc etc. Ale na brodę Merlina, J.K. Rowling słabo szukała mało popularnych inspiracji. Jasne, te książki wpłynęły na wielu autorów, ale trolle, pająki. Jeżeli w filmie słyszę zdanie „Pająki. Wielkie. Podążałem za nimi” to chyba wiadomo o czym pomyślę. Kurczę no, żeby nie wyzwolić mojego mrocznego alter ego (o którym też się dowiecie), troll + smarki. Nie zmienia to mojej miłości, ale moje dzieciństwo jest znacznie poszkodowane. Nie wiem nawet czy to filmy Hobbita próbują upodobnić się do Pottera czy Potter miał być jak Hobbit (pamiętam trolle w książce, nie pamiętam smarków). Gdybym była uważniejsza wcześniej moje życie wyglądałoby inaczej. Nie wciągnęłabym się w fandomy. Nie byłoby tego bloga. MIAŁABYM ŻYCIE.

;jlhnk


Gollum pomylił uniwersum...

Gdy w filmie była piosenka krasnoludów na początku stwierdziłam, jeden raz nic nie znaczy. Potem była jeszcze jedna i kolejna. Tak w mojej opinii Hobbit stał się filmem muzycznym i takim pozostanie. Najlepszym przykładem jest kochany Gollum. Jeżeli się w słuchasz i mocno zastanowisz dojdziesz do wniosku, że on też trafił nie do tego filmu co trzeba. Tak naprawdę jest... CZWARTYM WIEWIÓRKIEM z Alvina i wiewiórki. Raz to zauważyłam i się tego nie pozbyłam. Mały i dziwny? Jest. Piskliwy głosik? Jest. Urocze, wielkie (creepy) oczka? Jest. Trzeba mu dać tylko sweterek z literką G, żeby dzieci nie straszył w tej brudnej pieluszce, nauczyć nie jeść żywych stworzeń, wysłać na pierścieniowy odwyk i mamy idealnego członka wiewiórkobandu.

golum


Martin pomylił uniwersum!

Ponownie, muszę zaznaczyć, że nie jestem za żadnym shipem w Hobbicie. Patrząc jednak na Bilba człowiek się zaczyna zastanawiać, czy to wina Martina czy historii samej w sobie. Bilbo w stosunku do Thorina zachowuje się jak prawdziwy rycerz w lśniącej zbroi i broni go przed orkami niczym prawdziwy powstaniec. Po prostu urocze. Tylko pewnie nigdy się nie dowiem czy to kwestia tego filmu czy Martin pomylił produkcje i zaczął zachowywać się w stosunku do Thorina z podobną manierą co John do Sherlocka? Czy w drugiej części mam się spodziewać romansu Smauga z Bilbem? (#realquestions)

lol


Ja pomyliłam uniwersum?!

Odkrycia dotyczące siebie są najtrudniejsze. Gdy się w końcu coś zauważy, jest się zgubionym. Tak się stało, przez kolejną produkcję z Martinem Freemanem. Podczas inwazji krasnoludów pomyślałam sobie „boże, ja bym z nimi nie wytrzymała, tak jak Bilbo”. Poczułam z nim wspólnotę! Potem ta scena z kucykiem, kiedy on woli iść, tak bardzo ja! Boję się jeździć na koniach i kucykach, ja i Bilbo to jedność. Moja bratnia dusza. Po seansie jednak doszło do kolejnego odkrycia, które dzielę ze Stworzonkiem (mój Sh.). Nie jestem tylko Bilbem. Nie jestem tylko Johnem Watsonem. Jestem Martinem Freemanem. Parafrazując Stworzonko powinnam dużo przeklinać i starać się być hipsterem, a że that ship has sailed, to wnioski są oczywiste.

tumblr_ndhgtc2lw11soensno3_50aaaw


Tak więc to ja i Hobbita część pierwsza. Następnymi przemyśleniami o następnych częściach też się pewnie podzielę, ale już mam nadzieję bez gorączki. Nie robiąc sobie już żartów (serio, wszystko z przymrużeniem oka proszę brać *winkwink*) mogę powiedzieć, że film podobał mi się bardziej niż się spodziewałam, ale miałam niskie oczekiwania. Z kolejnymi zmierzę się z o wiele większymi chęciami! Plus czekam na więcej Lee Pace'a i jego cudowności (party elk in da hałs).

Veela ilcë ento lúmë (winię słabe translatory w internetach)
Kestrel

1 komentarz:

  1. […] komedia o liceum tyle że nie w liceum. Jeżeli nie czytaliście o części pierwszej to jest to [TUTAJ] , a jak tak lub po prostu na część pierwszą nie macie ochoty to zapraszam na wytłumaczenie […]

    OdpowiedzUsuń