wtorek, 17 lutego 2015

Gdzie się podziały tamte seriale?

Howdy!

Smutek ogarnął mnie ostatnio wielki, gdy uświadomiłam sobie jak wiele seriali porzuciłam ostatnimi czasy. Z niektórych po prostu wyrosłam, inne stały się nie do zniesienia więc w trakcie bardziej ambitnych tekstów i w formie przerwy od zła zwanego filozofią, postanowiłam napisać wam o serialach które swego czasu oglądałam, ze wskazaniem na to co te seriale zgubiło...

bo







Teoria wielkiego podrywu/The Big Bang Theory

Za siedmioma górami, za siedmioma studiami powstaje serial niby inny niż wszystkie,

Czterech młodych mędrców i piękna dziewoja

Teorie fizyczne tworzyli sprytnie

I dziewczę to podrywali w znojach

Żarty jednak nie śmieszne

Ach ten humor spalony

Mimo to producentów myśli grzeszne

Krzyczą co roku: Chcemy kolejne sezony!

Teoria wielkiego podrywu to jeden z pierwszych seriali przy których stwierdziłam, że warto jest obejrzeć po kolei, a nie tylko na wyrywki. I swego czasu naprawdę mi się to podobało. Młoda naiwna ja widziała na ekranie coś innego, w końcu nie był to typowy sitcom o przystojnym mężczyźnie i jakiejś dziewczynie. Wręcz przeciwnie, Leonard wygląda jak hobbit, lubuje się w komiksach i jest fizykiem doświadczalnym. Jego przyjaciele, podobni jemu, posiadający podobne problemy. Oraz Penny, głupiutka słodka blondyneczka.

Co by mogło pójść źle?

Tak wiele poszło źle. Od pierwszego sezonu zawsze było coś nie tak. Dopiero przy poznawaniu większej ilości różnorodnych produkcji zauważyłam np. że TBBT to tak naprawdę brzydka, bardziej kolorowa wersja The IT Crowd gdzie dwie postaci podzielono na cztery, o wiele bardziej „płaskie”, zmieniono ich w fizyków zamiast informatyków, a dziewczę stało się jeszcze bardziej głupiutkie i zielone. Potem doszły cudowne postaci damskie Bernadette i Amy, panie zajmujące się nauką. Pierwsza stając się żoną Howarda naprawiła problem jednowymiarowości jego postaci, jest urocza i przerażająca. Druga jednak, mimo że grana przez jedną z najcudowniejszych kobiet w show biznesie, szybko przestała być przyjemną, nieświadomą osóbką pokroju Sheldona, a zmieniła się w irytującą kobietę kierowaną hormonami (bo przecież kobiety to tylko hormony, obviously) i z zerowym poszanowaniem dla seksualności swojego chłopaka (prawdopodobnie demiseksualnego, czyli przejawiającego zainteresowanie stosunkiem seksualnym dopiero przy bardzo silnej więzi emocjonalnej). Jeszcze przed pojawieniem się jej serial powoli stawał się po prostu dwudziestominutowym naśmiewaniem się z osoby posiadającej problemy z życiem w społeczeństwie.

g

Jak poznałem waszą matkę/How I Met Your Mother

Gdy w 2004 roku „Friends” skończyło się ze łzami

Wszyscy się zastanawiali „co teraz będzie z nami”

Do scenarzystów świata wysunięto postulat

Sitcomu nam trzeba, na kolejne dziesięć lat!”

Zasiedli więc i pisali zawzięcie

Gdy nagle poczuli geniuszu dźgnięcie

Zróbmy to samo, wszystko od nowa

Nie kawa lecz whiskey, ale grupa ponadczasowa

Zakończenie zaplanujmy z góry, zero niespodzianek

Szkoda że tak bardzo dalekie od fanowskich zachcianek

Pierwsze odcinki, które obejrzałam gdzieś w wieku lat 12 były zachęcające. Był to jeszcze naiwny czas, więc tak jak i przy TBBT, ściągania z wszystkiego dookoła to był serial dobry, miło się go oglądało. Nawet jeżeli przypominał Przyjaciół to co mnie to wtedy interesowało. Więc mamy Teda-Rossa, wiecznie niezadowolonego z swojego życia miłosnego, jego długoletnia miłość Robin-Rachel, urocza para Marshall-Chandler i Lilly-Monica oraz podrywacz Barney-Joey. W odróżnieniu od Przyjaciół HIMYM zrobiło sensowną parę poza Ted/Robin, która o wiele bardziej porywała serca. Bo to przecież miłość do Robin spowodowała personifikację Barneya, jego wiarę w małżeństwo, chęć ustatkowania się. Dostaliśmy nasz end game, wiedzieliśmy, że Robin nie jest matką dzieci Teda, bo przecież dzieci mieć nie może. Była z mężczyzną, który nie chciał jej zmieniać na siłę.

Co mogło pójść źle?

Chyba każdy kto miał styczność z serialem, albo chociaż nie żyje w jaskini dobrze wie co poszło źle. Według mnie było coraz gorzej gdzieś od szóstego sezonu. Zamiast każdego dobrego odcinka były odcinki słabe między dwoma bardzo dobrymi. I mimo że ja osobiście chciałam żeby serial się skończył jednak trochę wcześniej to dało się żyć i dało się to jakoś oglądać. Gdy przyszedł ostatni odcinek. CIOS rozwód Barneya i Robin, CIOS odwołany ślub, CIOS Robin niebędąca już częścią grupy, CIOS śmierć Tracy, Ted pod oknem z niebieską waltornią KNOCK OUT. Nic więcej mówić nie trzeba...

iu

Jess i chłopaki/New Girl i Kości/Bones

W świecie dobrych seriali,

Gdzie aktorstwo świetne, a nagrany śmiech niepotrzebny,

Dwie siostry na świat rodzice wydali,

Obie zasługują na utwór pochlebny

Za seriale dobre, New Girl i Kości

Jednak obydwa bardzo straciły

Coś się zepsuło, od głowy po ości,

Gdy postaci główne w związkach utkwiły,

Co serialowi nie zostawiło przyszłości...

Dawno, dawno temu, w czasach bez stałego internetu Kości były moim ulubionym serialem. Po dziś dzień pamiętam czekanie do 22 w każdą niedziele, mimo że następnego dnia szkoła, na nowy odcinek na Polsacie. Co to były za emocje. Brennan i Booth, OTP czasów gimnazjum. Ich niesamowita chemia sprawiała, że czekało się na te kilka minut akcji po rozwiązaniu sprawy.

New Girl to chyba pierwszy serial, który zaczęłam oglądać na bieżąco gdy tylko wyszedł w Stanach. Przyjemna komedia o nauczycielce i jej trzech współlokatorach, przyjaźniących się, robiących głupie żarty etc. etc. Oczywiste było też, że Nick i Jess w końcu się zejdą, od pierwszego odcinka i było to coś czemu się kibicowało.

Co się mogło zepsuć?

Nadszedł ten wielki dzień. Booth i Bones mieli jedną przygodną noc, ona chce mu coś powiedzieć, już już... DZIECKO. Serio. Ten związek nie musiał psuć serialu, mógł go ulepszyć (pst pst Castle). Jednak nie najlepszym pomysłem jest przeskoczenie całej tej części nowego związku i od razu ładowanie ich w małżeństwo z dzieckiem. Po tym serial stał się tak nie do zniesienia, że nie wiem nic oprócz tego, że zabili moją ulubioną postać.

Podobnie było z Nickiem i Jess. Tu nie było zwlekania przez tysiąc sezonów, wręcz przeciwnie, stało się to już pod koniec sezonu drugiego. Nie stało się nagle, bo przez pół sezonu się kręcili wokół tematu ich związku, było to oczywiste. Jednak gdy razem uciekli, po czym wrócili dobrze było tylko przez kilka odcinków. Potem cały serial stracił polot, nawet Schmidt przestał bawić, a Wilson nie był już tak adorkable.

image


To takie najpoważniejsze przypadki mojego serialowego rozczarowania, pewnie kilka można by tu jeszcze spokojnie dodać, ale ponieważ nie widzę sensu takiego działania, i jest bardzo późno, bo piszę to chwilę przed pierwszą, to zostawię was z taką trzypunktową listą, zapraszam do pochwalenia się jakie seriale porzuciliście i see ya next time!

Kestrel

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz