wtorek, 7 lipca 2015

Suprise, bitch. I bet you thought you'd seen the last of me.

Howdy!

Ostatnio wzięłam się za oglądanie American Horror Story. W głowach tych, którzy z serią są zaznajomieni rodzi się pewnie pytanie: ale Coven to przecież trzeci sezon. Zdecydowałam się napisać właśnie o nim ponieważ najłatwiej było mi go przetrawić (co nie oznacza że podobał mi się najbardziej, bo tę pozycję zajmuje Asylum). PEWNIE BĘDĄ SPOILERY. #sorrynotsorry

Dla tych którzy z serią nie mieli nic wspólnego - American Horror Story to serial tworzony przez Ryana Murphy'ego i Brada Falchuka (ci sami panowie stworzyli Glee, to creepy). Sezony łączą jedynie aktorzy i klimat "horroru" (o tym czy to horror to się zobaczy). Każdy z nich jest zamkniętą historią osadzoną w jakichś "przerażających'' realiach.

fot. Michele K.Short /FX




Coven to jak już wspomniałam trzeci sezon serialu, który skupia się na szkole młodych czarownic prowadzonej przez Cordelię Foxx (w tej roli Sarah Paulson) z "pomocą" jej matki Fiony Goode (granej przez genialną Jessicę Lange). Uczą się w niej dziewczyny przejawiające magiczne zdolności. Ich nauka ma na celu ratowanie ginącego sabatu czarownic, spadkobierczyń Salem. Akcja dzieje się w Nowym Orleanie, gdzie oprócz czarownic możemy spotkać także ludzi praktykujących voodoo. Na ich czele stoi wiecznie młoda Marie Laveau, która wszczyna wojnę z powodu swojego dawnego wroga.

Najmocnejszą stroną serialu moim zdaniem są młode wychowanki szkoły dla dziewcząt "wyjątkowych". Każda z nich przedstawia sobą coś niezwykłego już od pierwszego odcinka. Zoe, moim zdaniem najmniej ciekawa z bohaterek, to typowa nastolatka z dość straszną mocą (podczas stosunku partner wykrwawia się, normalka). Mimo to cenię w niej wolę walki i lojalność, nawet wobec osób nie dawno przez siebie poznanych. O wiele bardziej docenioną przeze mnie postacią jest Madison. Jest trochę odzwierciedleniem jej odtwórczyni, gwiazdka od dzieciństwa ze skłonnością do przemocy (Emma Roberts była aresztowana za atak na Evana Petersa). Za powłoką imprezującej celebrytki jest potworna pustka, brak możliwości odczuwania bólu, nawet w sytuacji tak dramatycznej jak grupowy gwałt. Jest mściwa i przebiegła, czuje się znacznie lepsza od reszty, dopiero relacje z Kyle'm nadają jej szczypty człowieczeństwa.

fot. Michele K.Short /FX

Moimi ulubienicami zostały jednak Nan i Queenie. Obydwie nie pasują do typowego wyobrażenia czarownicy - bladej, szczupłej istoty z wielką gracją, seksapilem, okrytą wieczną otoczką tajemnicy. Nan jest przemiłą dziewczyną o złotym sercu, która potrafi walczyć o swoje. Z miłości jest w stanie posunąć się do strasznych rzeczy, jednak jest niedoceniana przez swoje towarzyszki z powodu zespołu Downa. Jej pierwotna moc jest wielka i jak powiedziała Fiona jest ona znacznie mądrzejsza od reszty. Jej potworny koniec był dla mnie wielkim ciosem, ponieważ naprawdę zapałałam do niej sympatią. Queenie z kolei to zarówno bardzo dobra czarownica, jak i ludzka laleczka voodoo. Gdybym przyznawała dzisiaj Skrzynki to ona dostałaby nagrodę Winchestera. Jej pewność swojego ciała, mimo nadwagi i koloru skóry, bardzo pozytywnie wpłynęła na mój odbiór tej postaci. Jednak to co poruszyło mnie najbardziej to relacje z Delphine. Mimo że była świadoma z jaką osobą przyszło jej się spotkać, starała się pozostać życzliwą. Nawet gdy z Delphine została tylko głowa, starała się pokazać jaką drogę przeszli czarnoskórzy Amerykanie (resocjalizacja seryjnej morderczyni niewolników to jednak trudny proces więc gdy ją zabiła byłam wniebowzięta). W końcu to ona wymyśliła jak pozbawić nieśmiertelności ją i Marie.

fot. Michele K.Short /FX

Serial pełen jest świetnie napisanych postaci damskich. Od hipiski-nekromanki, przez kobietę goniącą za młodością, po dumną czarownicę ginącą na stosie na własne życzenie. Słabszą stroną są za to panowie. Przy każdym odcinku zastanawiałam się  kogo nienawidzę najbardziej. Nadal nie podjęłam decyzji. Zacznijmy od Hanka - męża Cordeli. Z początku wydawał się po prostu troskliwym, acz irytującym, małżonkiem jednej z głównych bohaterek. Nic szczególnego. Jednak gdy jego podwójna tożsamość wyszła na jaw i gdy zdecydował wyrżnąć całą rodzinę Marie, moje uczucia do niego przeszły z "meh" do "zasługuje na utopienie w gorącym oleju'' w kilka sekund. Nie lepszą postacią jest Kyle. Zapowiadał się na spoko chłopaka, ale zawsze trzeba zepsuć coś. Musiał stać się zombie, no musiał. O Spaldingu i Axemanie nie chcę nawet wspominać bo ich wątki są bardzo creepy (Axeman zakochał się w kobiecie którą obserwował od kiedy była dzieckiem. Woody Allen much). Jedynym całkiem znośnym mężczyzną był Luke, ale jego wątek niszczyła jego matka (tak jak i jego życie).

fot. Michele K.Short /FX


Najważniejsze jednak jest to ile z horrorem AHS: Coven ma tak na prawdę wspólnego. W odróżnieniu od dwóch poprzednich sezonów Coven nie sprawił, że serce mi zadrżało i strach było iść spać. Mimo że fabuła wydaje mi się bardzo konkretna i nawet ciekawa, zdecydowanie brakowało mi tego "czegoś". Elementy grozy wydawały mi się raczej wymuszone, a z daleka pachnące frenezją sceny tortur niesmaczne. Horror mniej więcej taki jak we wszystkich dalszych częściach Piły, z przerwami na sass.

Mimo wszystko od AHS się nie odwracam i już szykuję się na Freak Show. Starałam się dzisiaj napisać tru recenzję zamiast moich zwyczajowych śmieszków i pewnie więcej się to nie powtórzy, bo lubię swój styl (mimo że może się nie wydawać, ale dużo on ode mnie wymaga). Jeżeli chcecie widzieć też takie rzeczy, dajcie mi znać. Tak dziwnie nie wpisywać "Komedyje" w tagi. Zapewne stworzę też coś o innych sezonach, na razie ode mnie to wszystko i nie wiem kiedy się zobaczymy (NA 99% 28. lipca, bo kończymy pierwsze pół roku, ale może wcześniej), ale na pewno see ya next time!

Kestrel

fot. Michele K.Short /FX

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz