wtorek, 23 czerwca 2015

Wpuścić mieszczucha do lasu czyli Kestrel przemyślenia wiejskie

Howdy!
Dzisiejszy wpis, inny niż wszystkie został wręcz wymuszony faktem mojego chwilowego i częściowego przeniesienia się w podmiejskie rejony. Od kilku tygodni częściej bywam w lesie niż w "miejskiej dżungli''. Do tej drugiej jestem raczej przyzwyczajona i mało rzeczy może mnie zadziwić. Jednak las jest raczej czymś co w moim życiu pojawiało się bardzo okazyjnie, zwykle z okazji jakichś wyjazdów wakacyjnych, ewentualnie spacerów nad Wisłę w czasach gdy zamiast plaży dla ludzi mających ochotę na piwo w plenerze i ścieżek były wielkie krzaki i bagna. Wtedy tak naprawdę nigdy się nie zastanawiałam nad tym jak las wygląda czy jak na mnie oddziałuje. To ostatnio zmieniło się diametralnie i wynikiem tego są te przemyślenia.




1. Mój największy wróg
Ludzie boją się wielu rzeczy. Ja sama mam pewnie z 90% typowych fobii. Jednak dopiero spacery po lesie uświadomiły mi mój największy strach. Nie są to windy, ani wysokość, ani nawet spapranie kolejnego Kapitana Ameryki. Jest to malutki, czarny, wredny, przebiegły, obrzydliwy kleszcz. Każda myśl o tym, że jeden tych małych paskud może spaść na mnie z jakiegoś drzewa przyprawia mnie o dreszcze. Po każdej wizycie w lesie mam wrażenie, że coś po mnie łazi. Łączy się to z baniem się robaków i mamy idealny sposób na przeżycie wieczoru - paranoja na dobranoc.
2. Gdzie pomocne zwierzęta i chatka krasnoludków?
Człowiek idzie do lasu i sobie myśli: w lesie są zwierzątka. Są zwierzątka miłe i te mniej przyjemne, ale są. Przynajmniej powinny być. Jednak podczas swoich eskapad widziałam tylko jednego zająca, przy samej drodze. A może to był królik. To coś kicało, to jest pewne. No ja rozumiem, zwierzęta mogą się chować. Poza tym to nie park narodowy, żubrów i łosi spodziewać się nie można. Ale gdzieś te lisy i dziki muszą być. Nastawiłam się na kontakt z naturą, ale natura chyba zapomniała się stawić. Może żabę chociaż, z jedną albo dwie.
3. Lupa i śmieci kupa
To co się dzieje w kwestii czystości lasów przechodzi ludzkie pojęcie. Nie wiem czy ludzi nie edukuje się w tym temacie czy po prostu wszystko im jedno, ale to jest niezmiernie głupie. Idąc można trafić na największe cuda, od pampersa po wielką butelkę po tequili. Ta druga leżała jakieś 100 metrów od prawdopodobnie jedynego kosza w okolicy. Faktem jest, że ludzie wywożą śmieci do lasu, ale takie rzeczy to raczej świadome pozostawienie po sobie czegoś co używało się będąc w lesie. Co prawda sama nie jestem święta, kilka razy sama rzuciłam jakiś papierek na chodnik, jednak różnica między papierkiem w mieście a butelką w gęstym lesie jest gigantyczna. W miastach są służby zajmujące się sprzątaniem go (mimo to strasznym jest pozostawianiem śmieci z premedytacją). Las zostaje pozostawiony sam sobie, a butelka może spowodować pożar zagrażający wszystkim mieszkającym w okolicy.
4. Cicho jakby cały świat zgasił światło...
Ok, ten punkt do lasu ma tyle co kreskówka Avatar do filmu Avatar (tego z niebieskimi ludźmi), ale... Coś do czego najtrudniej mi się przyzwyczaić to spokój. Całe swoje (krótkie bo krótkie) życie mieszkałam w dość ruchliwej części Warszawy. Głośno jest praktycznie zawsze, a to weekend więc w okolicznych knajpach siedzą ludzie, a to akurat mecz albo na stadionie Legii albo na Narodowym. Więc gdy przychodzi czas snu nagle cisza mnie przytłacza. Cicho wszędzie, głucho wszędzie. Przecież to tylko zwiastuje wyskoczenie jakiegoś potwora z ciemności. A nie będę spała z solą pod poduszką żeby się bronić (nie jestem Winchesterem).
5. Podejdź no do płota to i ja podejdę!
Kolejny akapit trochę od czapy, ale moi nowi sąsiedzi mają dużo drzew na działce więc prawie o lesie. No właśnie, sąsiedzi. Mieszkając w bloku relacje z sąsiadami polegają mniej więcej na takich krótkich wymianach zdań:
Sąsiadka 1: Dobry wieczór.
Ja: *cisza, bo nie wiem co się dzieje*
----
Sąsiadka 2: Proszę zabrać tego psa!
Ja: *bez przekonania* Spajki, przestań. Przepraszam za niego, tylko się cieszy.
----
Sąsiad: Czy możesz poprosić tatę o przestawienie samochodu?
Ja: blyblybrya yhnm ok.
Tutaj wygląda to zupełnie inaczej. I wprowadza nie to w zakłopotabue moim nieokrzesaniem. Sąsiadka mówi mi dzień dobry mimo że nie stoję tuż obok niej, a siedzę na balkonie. Wszyscy znają psa po imieniu i nikomu nie przeszkadza szczekanie. Dziecko sąsiadów bawi się na naszym podwórku i nikogo to nie dziwi. Nawet pani w sklepie mnie rozpoznaje. Można sobie pomyśleć czy przypadkiem nie przeniosło mnie do Oz, bo we are not in Kansas anymore.
Miało być o lesie, trochę nawet było. Prawda jest taka, że mieszkanie poza miastem ma swoje wady i zalety. Jednak tutaj nie ma tego co sprawia, że w Warszawie czuje się jak w domu. Nie ma internetu bez limitu. Tym pięknym morałem pragnę zakończyć na dziś i chyba see ya next time!
Kestrel (duh)
P.S. Na naszym fanpage'u ostatnio doszło trochę nowych osób, bardzo nam z tego powodu miło i przyjemnie.
P.P.S. Jedna z naszych stałych czytelniczek (choć w naszym sercu jest bardziej jak internetowa rodzina) zmieniła fryzurę i pragnę oficjalnie powiedzieć że bardzo popieram! (Kestrel taki stalker)
P.P.P.S. Nadrabiam sobie Hawkeye'a więc można zaobserwować spamik na fb.
P.P.P.P.S. Jeden z naszych kotów nazywa się Kicia i jest mężczyzną (because gender, that's why).

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz