niedziela, 17 maja 2015

I need a hero czyli Kestrel vs wena...

Howdy!

Wena to kapryśna przyjaciółka. Chyba. Problem w tym, że nadal nie chcę do siebie dopuścić możliwości istnienia weny. Jakaś magiczna siła, która sprawia że twórczość wycieka z ciebie niczym wodospad. Schody zaczynają się gdy nie wierzysz w natchnienie, a ono się opuszcza...
O! Ten byłby zaprawdę najwyżéj natchniony,
Ktoby zgadł tajemnicę samego natchnienia.

~Jadwiga Łuszczewska

arrow.301.hdtv-lol[23-12-53]




Jak mogliście zauważyć, ostatnimi czasy Pudełek trochę nam zamarł. Zanim klikniecie krzyżyk obok karty w której macie otwartą ten wpis, to nie jest kolejna próba tłumaczenia się dlaczego nic się nie dzieje. Może trochę jest. Nie istotne. Raczej będę opisywać ogólny problem, który dotyczy mojego życia aniżeli starała się zatuszować jakieś braki na blogu, bo prawda jest taka, że nigdy nie zakładałyśmy na serio pisania tak regularnie jak ludzie których czytamy my. Jest to raczej slow blogging (który starał się być blogowaniem regularnym i częstym) i taka opcja chyba bardziej nam odpowiada taka opcja. Najbardziej liczy się dla nas jakaś komunikacja z wami (o czym pisałyśmy w jednej z notek). Ale, przechodząc do tematu...

Zawsze byłam zwolenniczką poglądu, że jeżeli ktoś umie pisać to wena nie jest mu potrzebna. Albo mu się chce albo nie. Koniec historii. To tylko kwestia wzięcia długopisu i zaczęcia. Niedorzecznym wydawało mi się myślenie iż pisanie to jakiś proces natchniony. Mało tego sama byłam osobą, która działała w taki sposób. Miałam chęć coś napisać, siadałam i pisałam. Nic trudnego. A jednak...

arrow.301.hdtv-lol[23-13-13]d

W ostatnich miesiącach moje życie skupiło się bardziej na nauce niż czymkolwiek innym. Co prawda nie uczyłam się tyle co inni, ale nadal zabierało mi to trochę czasu. Reszta szła na oglądanie tysiąca różnych produkcji, tak żeby mimo wszystko zostać jakoś na bieżąco. Wynikiem tego był fakt pisania bardzo mało, potem praktycznie wcale. Aż przyszedł czas w którym moją myślą było składanie na studia scenopisarskie.

Na studia te trzeba oddać między innymi swój pomysł na scenariusz oraz pisarskie portfolio. Postanowiłam więc nie tracić więcej czasu i wziąć się do roboty. Początkowo nie było problemu, wręcz natychmiastowo stworzyłam trzy teksty „inne”. Jednak gdy przyszło do bardziej rozległych utworów siedziałam całymi godzinami próbując napisać choćby kilka słów. Źródełko wyschło. Ani pomysłu, ani możliwości napisania czegokolwiek. Początkowo tylko w kwestii rekrutacji, potem także zanikła możliwość napisania czegoś tutaj.

Być może to kwestia wprawy. Była to jednak dość długa przerwa w pisaniu. Zawsze coś się tam bazgrało, nie istotne co. Nastąpiło tąpnięcie i trudniej wrócić z takiego szybkiego odcięcia się na dłuższy czas. Chociaż pisanie to trochę nałóg, to po powrocie nie od razu wpada się z powrotem w poprzedni tryb pracy.

To co z tą weną? Istnieje? Być może. Nadal trudno mi jest odrzucić myślenie wykluczające wenę. Może wena to coś więcej niż magiczna siła. To zlepek motywacji, mobilizacji (dwie różne, bardzo potrzebne do pisania rzeczy), chwilowych możliwości umysłowych, predyspozycji psychiczno-fizjologicznych, sposobu pracy czy koniec końców po prostu talent. Może jednak to magiczna siła, tchnienie absolutu w nasze życie. Ważny jest efekt. Wena czy bez weny, jeżeli zechcę pisać to będę. Brak magicznej siły już mnie raczej nie powstrzyma.

A jeżeli mu się uda, to nie mogę z czystym sercem napisać see ya next time,
Kestrel

P.S. Na dziś nie ma Martina, ale też jest fajnie.

P.P.S. Serio staram się pisać...

P.P.S. Tak mam obsesje na punkcie Olicity

arrow.301.hdtv-lol[23-13-41]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz